Piotr Gąsiewski

ksywa zespołowa – „Kerownik” 🙂


Mówią na mnie „Kerownik”, bo ogarniam wszystkie sprawy związane z działalnością zespołu. Odbieram telefony, ustalam kalendarz, organizuję koncerty, nagłośnienie i jestem też kierownikiem artystycznym zespołu. A zaczęło się tak niewinnie… Kiedy miałem 8, może 9 lat, brat przyniósł do domu gitarę, coś na niej pograł i zostawił w kącie. Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, ja już byłem przy niej… Wydawała niesamowicie fajne dźwięki, ale ja nie znałem chwytów więc nie bardzo umiałem zagrać coś konkretnego. Wydawała mi się nie nastrojona, bo cokolwiek nacisnąłem, nie mogłem uzyskać brzmiącego dobrze akompaniamentu. Postanowiłem, więc ją nastroić! W wyniku tej operacji (teraz wiem, że nastroiłem ją w akord durowy) zabrzmiała jak trzeba. To pewnie od tamtej chwili wiem już, co chciałem w życiu robić. Kiedy mój brat wrócił, nie był zadowolony, ale po jakimś czasie kupił mi w prezencie gitarę i od tamtej chwili gram.

 

Początki mojej działalności scenicznej to zdecydowanie poezja śpiewana. Słowo w piosence zawsze miało dla mnie ogromne znaczenie (kiedy nie grałem, czytałem książki). Jako akompaniator poznałem chyba większość scen północno-wschodniej Polski. Trwało to dość długo, aż przyszło zafascynowanie bluesem. Pierwsze zespoły pojawiły się w czasach szkoły średniej (kochany Augustów), potem znów nastąpił powrót do poezji (Olecko klub „U Potęgowej”, gdzie wiele wieczorów i nocy spędziłem przy muzyce i rozmowach). Potem Bydgoszcz. Jako młody gitarzysta dostałem propozycję grania z Leonardem Lutherem. Kilka prób i zaczęliśmy grać koncerty w całej Polsce. Nasza współpraca trwa do dziś. Kiedy Leonard zawiesił na jakiś czas koncertowanie – współpracowałem krótko z zespołem Green Grass, a następnie przez trzy lata intensywnie koncertowałem z Pawłem Szymańskim. Potem znów granie z Leonardem, tym razem w duecie. Trochę poezji, piosenki autorskiej i czasem jakaś szanta. Wtedy narodził się pomysł założenia zespołu, w którym gram do dziś. „Własny Port to ta muzyka. Własny Port jest w nas i kwita”. Czasem ktoś pyta, dlaczego szanty. Nie wiem dlaczego i nie bardzo się nad tym zastanawiam. Po prostu urodziłem się nad jeziorem, tam się wychowałem, spędziłem całą młodość i takie piosenki zawsze gdzieś we mnie były.

Michał Stropa
Marcin Kijak
Rafał Ordak