Jak mówi Ordak „Wszystko ma swój początek”. Ja dopowiadam, wszystko ma również swój koniec. Dlatego chwilę, która jest tu i teraz musimy rozpalić do czerwoności, potem jeszcze raz podgrzać i spalić się w niej do szczętu. Jeśli coś robić – to całym sobą, każdym kwantem łapać ten moment bo TERAZ jest naszym wszystkim.
Jestem Michał, gram na akordeonie i mimo wszelkich przeciwności losu, żartów zespołowej braci nie ustaję w tym trudzie i dźwigam to brzemię, żeby inni nie musieli. Muzykę, a z nią styl życia a i pewnie wiele składowych niewdzięcznego charakteru odziedziczyłem w spadku po ojcu i dziadku. Dziadka nie dane było mi poznać ale ponoć już ten rozrabiaka niejedną imprezę rozkręcił. Mój Tata nauczył mnie podstaw gry i teorii, a potem razem z Mamą wspierali mnie dzielnie kiedy kończyłem szkołę muzyczną a następnie akademię. Sercem jestem strasznym tradycjonalistą, uwielbiam Bacha, Rameau i wielu innych przedstawicieli muzyki wieków słusznie minionych. Dusza rogata wiedzie mnie jednak po różnych muzycznych ścieżkach, a że od dziecka należałem do tych ciekawskich to i w muzyce często skręcam w różne strony. Lubię naprawiać, nie lubię psuć. Dlatego koledzy zasypują mnie kolejnymi gadżetami i mam już etat własnoportowy, gdzie robię za „Złotą rączkę”. W życiu podjąłem wiele decyzji. Część niech pozostanie tam gdzie leży a najlepszymi się pochwalę. Wśród nich jest bez wątpienia ukochana Żona i Córka, o których być może w niejednej piosence szepnę jeszcze słówko.